Przed 16 mamy już wstępny
zarys reklamy i kilka proponowanych nazw. W czwartek jest rada z samego rana i
musimy na niej przedstawić nasze pomysły. Myślę, że damy radę. Powoli się
zbieramy do domu.
- Przyjechałaś autem?
- Nie mam samochodu, przyjechałam
podmiejskim.
- Podmiejskim? Przecież aby tu dojechać to
musisz długo jechać, z dobrą godzinę?
- Niestety. Trzeba mieć szczęście, aby
dojechać przed 8 rano tu na Królewską. Zwłaszcza, że mieszkam za przeproszeniem
na takim zadupiu jak Osiedle na Południu. Ale nie mam co narzekać. Zawsze mogłam skończyć w większej dziurze.
- Musisz sobie sprawić jakieś fajne autko.
Jak chcesz mój kolega jest dilerem samochodów, to może załatwić Ci jakieś fajne
cztery kółka
- Wiesz, dzięki, ale..
- Weronika, pamiętaj aby iść do prezesa,
skończyło mu się właśnie spotkanie. – słyszę za plecami głos Hanny.
- Dziękuję już idę. Do jutra Maciek. –
szybko wyszłam zanim Maciek poruszył temat zakupu dla mnie wygodniejszego
środka transportu niż „bydłowóz” jak ja to mówię. Ale jak mam powiedzieć, że
mnie jak najzwyklej w świecie nie stać, nawet przy takich zarobkach. Idąc jak
na stracenie do prezesa zauważyłam, że nikt tu chyba nie ma problemów
osobistych. Wszyscy są szczęśliwi, zrelaksowani i jedynym stresem jaki im
towarzyszy to chyba presja związana ze zleceniami. Zanim popadnę w depresję i
zacznę się nad sobą użalać docieram pod gabinet prezesa i delikatnie pukam,
gdyż Jego dwie asystentki poszły już do domu.
- Proszę. – Słyszę wyraźny i donośny głos.
Matko, aż mam ciarki łapiąc za klamkę i
otwierając wrota do piekieł. Wchodząc widzę przestrzenny gabinet, który chyba
jest większy niż moje mieszkanie.
Jedna cała ściana jest szklana z niewiarygodnym
widokiem na panoramę Lublina. Jest tu strefa z kanapami, ogromny telewizor oraz kącik z barkiem, zaś
przeciwległa ściana cała jest zastawiona
regalami z książkami. Na środku pomieszczenia stoi ogromne biurko przy którym
siedział ON rozmawiając przez telefon.
- Dzień dobry, wzywał mnie Pan w związku z
dokumentami, których nie podpisałam. – Mówię szybko, nie patrząc na Niego.
- Tak zapraszam, niech Pani spocznie. Zaraz
skończę. –mówi wskazując na fotel po drugiej stronie biurka. Mam czas, aby się
nastawić na tą rozmowę. Choć mam wrażenie, że ta dokumentacja to tylko
pretekst. Nie wiem czego mam się spodziewać.
- Tak oczywiście, Jutro z samego rana moja
asystentka pośle kurierem do Państwa te dokumenty. Oczywiście. Pozdrawiam i do
usłyszenia. – mówi spokojnie odkładają słuchawkę kończąc tym rozmowę. – Witam
Weroniko.
- Dzień dobry. – matko, czuję się jak na
dywaniku u dyrektora.
- Jeżeli chodzi o dokumentację, to nie
podpisałaś jednego oświadczenia, chodzi o oświadczenie o poufności i zakazie
konkurencji. Proszę zapoznaj się z nim i podpisz. –mówi spokojnie podając mi
papiery. Ale ja jestem głupia, od razu do głowy przyszły mi jakieś głupoty.
- Oczywiście panie prezesie. – mówię biorąc
do ręki dokumenty. W tym momencie nasze dłonie się dotykają i przechodzi mnie
prąd, aż się wzdrygnęłam. Nic z tego, muszę zachować twarz pokerzysty. Nie mogę
pokazać, że On na mnie robi aż takie wrażenie, a tak szczerze to mnie
onieśmiela, jest taki dominujący i pewny siebie. Staram się skupić na
dokumentach, czytam i czytam i w sumie nie widzę w nich nic podejrzanego, więc
podpisuję.
- Już, czy to wszystko Pani prezesie?
- A nie ma mi Pani nic do powiedzenia?
- Ale w związku z czym, bo nie bardzo
rozumiem?
- Na przykład w związku z Naszym porannym
spotkaniem?
Wiedziałam, że nie skończy się to dobrze.
Ale skoro tak chcesz grać, to ok.
- Nie wiem o czym Pan mówi.
- Jak to Pani nie wie? Mogę Pani spokojnie
wszystko przypomnieć. Rano Pani pomogłem, a w zamian, zamiast podziękowania
Pani na mnie wrzeszczała jak na złodzieja torebek. – mówi to z sarkastycznym
uśmieszkiem i błyskiem w oku.
- Rano miałam nieprzyjemne spięcie z jakimś
dupkiem, ale to było poza biurem więc nie wiem czy ma to jakiś związek z moją
pracą.- Mówię to odnosząc moje małe zwycięstwo widząc Jego minę. – Jeżeli to
wszystko to lepiej już pójdę bo nie chciałabym się skupić na autobus, dobrze?-
mówię to z takim słodkim uśmiechem, że trudno stwierdzić, że taka cholera
drzemie w środku.
- Tak… Ygh… Oczywiście, niech Pani już
ucieka do domu. Nie będę Pani zatrzymywał. Do jutra
- Dobranoc Panie prezesie. Życzę miłego
wieczoru. – mówię to szybko ewakuując się z Jego biura. Jestem przekonana, że
jestem pierwszą osobą, która odważyła się na takie coś jak Ja. Oddycham z ulgą
zamykając od zewnątrz drzwi. Mam wrażenie, że dopiero teraz oddycham.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz