Gdy wychodzimy z sali
konferencyjnej oddycham z ulgą. Ta narada to był jakiś koszmar. Kamil
zachowywał się jak obrażony na cały świat nastolatek. Czepiał się, wyładowywał
na wszystkich. Jakbym Go nie znała, to pomyślałabym, że potrzeba mu porządnej
zabawy z panienką. Chociaż, czy ja go w ogóle znam, czy to tylko moje odczucia?
Maciek się śmiał, że wygląda na zazdrosnego. Ale o co mógł być zazdrosny? Czy
On nie był przypadkiem zazdrosny o mnie? Nie, to niemożliwe, nie jest przecież
głupi. Może chodzi mu o Maćka? Nie, nie jest idiotą, aby być zazdrosny o kolegę
z pracy. Ygh. Nie jest mi dane zrozumieć facetów. Maciek i Kinga, chyba
zauważyli mój brak humoru. Ciszę przerywa Kinia.
- Dobra kochani, w
przeciwieństwie do Was, my jesteśmy w tyle z projektem i dziś pracujemy do
późna, aby skończyć tą mękę. Idę na obiad naładować baterię przed całonocną
robotą.
Odwraca się i idzie na
stołówkę. Daję Maćkowi znak, aby z Nią poszedł, ale nie patrzy na mnie. Ygh, z
tymi facetami można oszaleć. Kopię Maćka w łydkę.
- Aua! Co robisz?
Zwariowałaś?
- Chciałam się spytać, czy
to Ty przypadkiem nie zawiesiłeś się? Leć za Nią
- Co?
- Idź z Nią na obiad. I
zabierz ją do fajnej knajpki, bo tym żarciem gotowa jest się zatruć.
- A raport?
- Ja napiszę, spokojna
Twoja głowa. Leć.
- Dzięki.
Maciek z uśmiechem
szerokim jak banan daje mi buziaka w policzek i się odwraca.
- Poczekaj Kinga! Idę z Tobą na obiad, okej?
Nagle Kinia się odwróciła i ze zdziwieniem w oczach oraz rozdziawioną buzią się zgodziła na towarzystwo Maćka. Widać było, że jest zachwycona perspektywą spędzenia z Maćkiem czasu sam na sam. Potem wszystko z Niej wyduszę.
I już ich nie było. Mam
nadzieję, że to swoją nieśmiałością nie zniszczą wszystkiego. Idę do swojego
pokoju pisać raport i sprawozdania dla klienta o przebiegu pracy. W
międzyczasie zjem kanapkę, aby nie tracić czasu. Troszkę mi się samej z tym
zejdzie. Nienawidzę papierkowej roboty, ale czego się nie robi w imię miłości.
Mam tylko wielką nadzieję, że wszystkiego nie spieprzą.
Po godzinie mam gotowy
raport dla Kamila i go wysyłam. Zabieram się za sprawozdania, gdy do pokoju
wchodzi Maciek. Ma taką rozanieloną minę, że zastanawiam się czy trafi tu bez
żadnych problemów.
- Hejka Romeo, i jak Wam
minął obiad?
- Co?
- Obiad.
- Jaki obiad?
- Maciek, zawiesił Ci się
mózg? Obiad. Ty. Kinga. Jak było?
- Aaa. Obiad. Cudownie.
- A Kinga?
- Boska.
- Czy się umówiliście
jeszcze?
- No.
- Matko! Ja chyba z Tobą
oszaleję. Rzucasz mi samymi monosylabami. Wyciąganie każdej informacji od
Ciebie to jakiś horror. Rozmawialiście w ogóle, czy zachowywałeś się tak przez
cały czas?
- Jak się zachowywałem?
- Jak zakochany kundel,
któremu zaraz ślinka zacznie kapać na sama myśl o Kindze.
- Dobra już mi nie
dogryzaj. To dla mnie szok, że taka dziewczyna jak Kinga na mnie spojrzała. Nie
sądziłem, że jestem w jej typie.
- Kochany. Kinga jest
boska i niezwykła.
- Zgadzam się z Tobą. Na
początku było dziwnie, sztywno. Zamówiliśmy jedzenie i zaczęliśmy rozmawiać na
luźne tematy jak film, czy muzyka. Okazało się, że mamy podobny gust nie tylko
muzyczny, ale także lubimy filmy o podobnej tematyce. Umówiliśmy się, że w środę
pójdziemy do kina, a w piątek do klubu na koncert jakiejś nowej kapeli.
- Super. Jeden obiad, a
dwie randki zaplanowane. Bosko.
- Noo.
I odpłynął. Jak ja mam go
sprowadzić na ziemie?
- Kochany, ale Ty wracaj
do mnie. Nie odpływaj. Mamy mnóstwo roboty.
- Jasne. Już się zabieram
do pracy.
Mówiąc to odwrócił się do
biurka i założył słuchawki. Odkryłam, że lepiej się Nam pracuje przy muzyce.
Nie byliśmy zgodni co do repertuaru. Maciek wolał techno, rap, Ja natomiast
muzykę klasyczną i skrzypce. Nie doszliśmy do konsensusu, więc skończyło się na
słuchawkach.
Po dwóch godzinach padam
na twarz. Sprawozdania są gotowe, więc wysyłam je do prezesa i klientów. Cieszę
się, że komunikujemy się mailowo. Jest to szybkie, wygodne i czytelne, nie ma
żądnych niedomówień.
- Dobra, ja się zbieram.
Oczy wychodzą mi z orbit od gapienia się w te dokumenty.
- Spoko kochana. Leć i
dzięki za wszystko.
- Spokojnie, ale jutro weź
coś na koncentrację, bo jak znowu będziesz cały czas wzdychać to wymięknę.
- Hehe spoko. Leć na autobus.
Na razie.
- Papa.
Odwracam się i z uśmiechem zmierzam do windy. Już nie mogę się doczekać, aż będę w domu. Może jak Kamilowi się poprawi humor to do mnie dołączy. Kto wie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz