poniedziałek, 2 maja 2016

Otwórz oczy... Rodział 16



Tydzień zaczął się dość dziwnie. W poniedziałek byłam już w firmie, wsiadłam do windy i czekałam jak się drzwi zamknął, gdy w ostatniej chwili wpadł Kamil. Na mój widok zrobił wielkie oczy i bąknął cześć. Potem coś namiętnie pisał w telefonie i bez słowa wyszedł na naszym piętrze. Dziwne, ale stwierdziłam, że pewnie ma coś na głowie. Na zebraniu w ogóle na mnie nie patrzył. Wręcz unikał mojego wzroku. Ocenił projekty, naniósł kilka poprawek i wyszedł ze spotkania zostawiając wszystkich w osłupieniu. Nawet Hanna była w szoku, ale przejęła naradę bez żadnego ale. W następnych dniach sytuacja się powtarzała, Kamil mnie unikał, albo wybąkiwał krótkie cześć i odwracał wzrok. Jego dziwne zachowanie trwało już od dwóch tygodni. W piątek nie wytrzymałam. Po pracy zabrałam torebkę i poszłam do gabinetu wszechmogącego prezesa. Upewniłam się, że Kamil jest wolny i nie ma już Jego asystentek. Wparowałam do Jego gabinetu z hukiem.

- Co jest z Tobą do cholery?
Kamil właśnie coś pisał, gdy z zaskoczeniem podniósł wzrok. Gdy zauważył kto mu zakłócił spokój w Jego oczach coś przemknęło. Najpierw radość, natomiast szybko zastąpił je smutek i złość.
- Co chcesz?
Warknął na mnie tak, jakbym mu zabrała ostatni kawałek czekolady. Zabolało.
- Tak się zastanawiam co się z Tobą dzieje. Od tygodnia chodzisz jak człowiek widmo, ludzie schodzą Ci z drogi i boją w ogóle do Ciebie odezwać. Co jest?
Siadam w fotelu naprzeciwko Jego biurka.
- Kamil co jest z Tobą? Stało się coś? To przeze mnie? Wydawało mi się, że jest wszystko okej. Odstraszyło Cię to co Ci powiedziałam?
- To nie Twoja sprawa.
- Jak tez Ci tak mówiłam.
 
Uśmiecham się delikatnie, aby rozładować atmosferę.
- Kamil, możesz ze mną porozmawiać.
Nagle Kamil wstaje i Jego fotel z hukiem uderza w regał.
- Nie mogę! I przestań mnie do cholery wkurwiać. Nie Twoja sprawa i koniec. Nie wpieprzaj się wszędzie! Nikt Cię o to nie prosi!
Jestem zaskoczona Jego wybuchem, ale nie dam się.
- Wiesz co? Wiedziałam, że jesteś idiotą, ale nie sądziłam, że takiego kalibru. Nie to nie. Nie jestem głupia, jak już zdążyłeś zauważyć, ale nie dam sobą pomiatać. Ty miałeś prawo wpierdalać się w moje życie, i w nim grzebać, ale widzę, że to działa w jedną stronę. Proszę bardzo. Jak wolisz.
Wstaję z nadzieją szybkiego wyjścia. Jednak nie jest mi to dane.
- Nie tędy. Ktoś Cię może zobaczyć.
- Jakoś mnie to nie interesuje. W końcu jesteś moim SZEFEM!
- Nic nie rozumiesz.
Mówi to i prowadzi mnie za łokieć do prywatnej windy. Kamil wsiada ciągnąc mnie za sobą.
- Może byś mnie już puścił do cholery! Nie jestem pieskiem, którego musisz wyprowadzać.
- Nic nie rozumiesz.
Mówi to puszczając mój łokieć i wpatrując się we mnie tymi obłędnymi oczami.
- Masz rację nic nie rozumiem. I mam wrażenie, że nie muszę, a Twoja pogadanka w niedzielę o zaufaniu jest o dupę potłuc. Wszystko to pic na wodę. Wielki Pan i Władca chciał się pokazać biednej dziewczynie z dobrej strony o ile w ogóle taką masz. Zachowujesz się jak dupek i nie będę marnować na Ciebie czasu ani energii. Jesteś takim ignorantem…
- Oj przestań w końcu.
Nie dał mi skończyć tylko przyparł mnie do ściany windy i namiętnie pocałował. W końcu. O matko. Dobrze, że mnie trzyma bo kolana mi się uginają. Energicznie odwzajemniam pocałunek co go delikatnie zaskakuję. Delikatnie przenosi dłonie na moje biodra i mocno trzyma. Jednocześnie jest delikatny i agresywny. Nie jestem pewna co bym wolała. Rękami obejmuję Go w pasie i się przytulam. Czuję jak się uśmiecha. Niestety przerywa nasz pocałunek, a mi wyrywa się jęk.
- Musimy przerwać, bo ktoś może Nas zobaczyć. Chodź podwiozę Cię do domu.
- Ale..
Zamyka mi usta szybkim całusem i ciągnie do wyjścia do garażu.
- Chodź.
Nawet nie zauważyłam, że dojechaliśmy na parking. Ten to potrafi odwrócić uwagę.
Wsiadamy do samochodu Kamila i wyjeżdżamy na ulicę. Jedziemy w milczeniu i nagle zdaję sobie sprawę, że jesteśmy niedaleko Ogrodu Botanicznego. Kamil parkuje auto.
- Chodź ze mną.
- Kamil, ja muszę być na 21 w barze.
Widzę jak zaciska dłonie w pięści. Jest zdenerwowany.
- Żaden problem. Odwiozę Cię potem do domu i poczekam na Ciebie. Potem Cię podrzucę do klubu.
- W porządku.
Wysiadamy z samochodu, Kamil łapie mnie za rękę i splata nasze dłonie.
- Na wypadek jakbyś chciała ode mnie uciec.
- Nie ucieknę. Nigdy.
Widzę Jego delikatny uśmiech gdy kierujemy się do wejścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz