Rano wstajemy i standardowo
zbieramy się do pracy. Już mamy swój poranny rytuał: prysznic, kawa i buziak,
śniadanie, podwózka Kuby i podróż do pracy. Nie zdziwił mnie fakt, że pod
kamienicą stał samochód z kierowcą. Kuba był zachwycony, już się cieszył, jaką
zrobi furorę wśród rówieśników jak podjedzie pod szkołę. Zasypywał Kamila
pytaniami odnośnie Jego pokaźnej kolekcji aut, a On grzecznie odpowiadał, ale
mam wrażenie, że robił to automatycznie. Gdy odstawiamy już napuszonego jak paw
młodego pod szkołę i zostawiamy otoczonego przez dziewczyny, jedziemy do pracy.
Dopiero teraz tak naprawdę mam czas aby to wszystko przetrawić. Widzę, że Kamil
przez cały czas jest milczący, nieobecny. Gdy parkujemy i kierowca wychodzi z
auta aby nam otworzyć drzwi powstrzymuję go.
- Proszę, możesz Nam dać
chwilkę?
- Oczywiście Panno Szylc.
To mówiąc prawie mi
salutuje i zamyka delikatnie drzwi. Panno Szylc? Skąd On się urwał. Nieważne.
Zwracam się w stronę Kamila, ale On chyba w ogóle nie zarejestrował, że
dojechaliśmy do pracy. Jest w zupełnie innym świecie, a mi tylko jeden sposób
przyszedł do głowy, aby Go sprowadzić. Podciągam spódnicę i siadam mu na
kolanach otaczając go nogami. Dopiero czując mój ciężar na sobie patrzy na mnie
z niemym pytaniem. Obejmuję go rękami za szyję i głaszczę krótkie włoski na
Jego karku.
- Nie kontaktowałeś.
Musiałam Cie jakoś sprowadzić.
- I tylko to Ci przyszło
do głowy?
Widząc uśmiech na Jego
ustach postanawiam korzystać. Przyciągam Kamila bliżej do siebie sugerując co
mam na myśli.
- Cóż poradzę. Jestem
niegrzeczną dziewczynką.
- Naprawdę?
- Niestety.
Kamil całuje mnie mocno w
usta.
- Jak bardzo jesteś
niegrzeczna?
- Chyba bardziej już nie
można.
Oblizuję usta mając
nadzieję na więcej.
- Kobieto doprowadzisz
mnie kiedyś do szaleństwa.
- Taki jest plan.
To ostatnie słowa jakie
zdołałam powiedzieć przez bombardowaniem Kamila. Całował mnie w każde miejsce
jakie mogły dosięgnąć Jego usta. Niechętnie odrywam się od Niego. W końcu na
zewnątrz czeka kierowca, to nieodpowiednie miejsce.
- Powiesz mi?
- Co?
- Kamil, nie zgrywaj
głupiego. O co chodzi?
- Nie wiem o co Ci chodzi.
- O nie mój kochany tak
nie będziemy się bawić. Miało nie być już żadnych sekretów. Kierowca, który
wygląda jak ochroniarz? Dodatkowe zabezpieczenia w moim domu? Nie myśl, że nie
zauważyłam nowego systemu. Do tego dam sobie rękę uciąć, że jak jechaliśmy do
pracy to za nami jechało czarne BMW, które zapakowało przed szkołą. Mów, bo
zaraz stracę cierpliwość.
- Okej. To dla Waszego
bezpieczeństwa.
- Jak to?
- Martwię się. To włamanie
i w ogóle.
- Cos się jeszcze stało?
- Okazało się, że w moim
aucie były nadcięte hamulce. Dobrze się złożyło, że akurat auto oddałem na
przegląd. Mogłoby się to źle skończyć.
Jestem przerażona.
Zakrywam dłońmi usta z wrażenia.
- Myślisz, że coś Nam
zagraża?
- Nie mam pewności, ale
nie będę ryzykować. Przepraszam.
- Nie masz za co
przepraszać.
Całuję go mocno. Pragę mu
pokazać jak jestem wdzięczna za to wszystko co robi. Nie wyobrażam sobie co by
mogło się stać jakbyśmy jechali tym samochodem.
- Kochanie dla
bezpieczeństwa jeździmy z Michałem. Był komandosem, jest po to aby zapobiegać
różnym sytuacjom. To On namówił mnie do przeglądu aut. Twierdzi, że lepiej
zapobiegać niż leczyć. Jest trochę cichy, ale taki ma styl życia.
- Nieważne, najważniejsze,
że tak naprawdę pomógł Ci. W sumie to ocalił Ci życie.
- Tak. Nawet nie chcę
myśleć co by było jakbyś jechała ze mną.
Kamil aż się wzdrygnął na
sama myśl. Czarny scenariusz przeszedł mi przez głowę.
- Ale teraz jest dobrze.
Jesteś bezpieczny.
- Jesteśmy.
Kamil całuje mnie, a jego
dłonie nie próżnują wodząc wzdłuż moich ud.
- Kamil, lepiej już
chodźmy.
- Tak, jasne. Lepiej teraz albo w ogóle.
Śmieje się i całuje Go w
policzek schodząc z Jego kolan.
- Teraz.
Otwieram drzwi i wysiadam
z auta czekając na Kamila. Patrzę na Michała, mężczyznę, któremu jestem
ogromnie wdzięczna. Kamil łapie mnie za dłoń i kierujemy się do windy. Odwracam
się jeszcze do Michała i szepczę dziękuję.
Zrozumiał na co kiwnął mi głowa i nieznacznie się uśmiechnął.
Na szczęście w pracy jest
młyn, więc mam odskocznię od ciągłego torturowania się o przyczynę Naszych
kłopotów. Nie wspomnę, że to już kolejna przeszkoda na drodze do szczęścia.
Strasznie melodramatycznie to zabrzmiało. Ja się chyba wykończę.
- Werka, Maciek prezes
zwołał nagłe zebranie.
- Już lecimy Kinia.
Wpadamy do Sali
konferencyjnej, która pęka w szwach. Są nawet ludzie z PR i działu komputerowego.
Gdy na środek wychodzi mój Bóg wszyscy natychmiast milknął.
- Słuchajcie moi mili.
Wiem, że teraz jest straszny wir, i deadline macie krótkie, ale cóż. Na to
niestety nic nie poradzę. Mam do Was miłą niespodziankę. Ostatnio zrobiłem
konkurs na reklamę produktu dla działu marketingu oraz na nowy wizerunek dla
działu PR. Wszyscy mieliście to samo zadanie i widać, że niektórzy się
postarali, a niektórzy olali sprawę powielając stare pomysły. Konkurs został
rozstrzygnięty przez Naszych klientów z Paryża. Wygrywają dwie ekipy z
marketingu oraz jedna ekipa z PR. Będziecie razem ze mną jutro rano jechać do
Paryża i w cztery dni opracujecie razem nowy projekt.
Po Sali rozległy się
szepty. Zauważyłam, że Sandra spuściła głowę, wnioskuję, że Ona zaliczyła
wpadkę. Cztery dni na projekt, ogarnięta ekipa powinna sobie dać radę.
- Widzę, że już się
doczekać nie możecie. Okej, bo mnie pogryziecie. Jeśli chodzi o projekt z działu
komputerowego to wygrywa Jarek i Daniel. Zajmiecie się całym sprzętem. Nie
możemy zabrać swojego sprzętu, więc musimy pracować z tym co mają Oni.
Jarka poznałam miły i
sympatyczny chłopak. Natomiast Daniela omijałam dużym łukiem. Typ Casanowy nie
przemawia do mnie i lepiej Se takich typków wystrzegać.
- Kolejno, z działu PR
jedzie Judyta i Tomek.
Widząc uśmiech na ich
twarzach sama się uśmiecham, tworzą idealną parę. Są sympatyczni, ale trzymają
się raczej siebie. Nie wtrącają się w dramaty firmowe i plotki. Maja swoje
życie i starają się trzymać sprawy prywatne w Omu. Tomek powiedział mi, że ma
zamiar oświadczyć się Judycie. Czy Paryż nie będzie idealnym miejscem?
- Ostatnie dwie grupy –
reklama. Tutaj wytypowane zostały ekipy: Krzysiek i Kinga oraz Maciek i
Weronika.
Z wrażenia, aż wstałam.
Maciek mnie przytulił, a zaraz potem Kinga rzuciła mi się na szyję.
- Aby nie było
niedomówień. Wyniki konkursu były mi nieznane, aż do zebrania, dostałem je
mailem tuż przed zwołaniem wszystkich. Nie miałem na nie wpływy i nie
sugerowałem wyników. Czy ktoś ma jakieś pytania? Jeśli nie to proszę o
pozostanie tylko tych osób, które wygrały konkurs. Resztę zapraszam do pracy.
Powiedział to z takim
uśmiechem, że człowiek nawet by się nie obraził jakby go wyrzucił z Sali.
- Słuchajcie kochani.
Wiem, że perspektywa wyjazdu jest kusząca, ale jest haczyk. Macie tylko cztery
dni na projekt. Niestety o temacie projektu dowiemy się dopiero jutro na
obiedzie z zarządem. Codziennie są zaplanowane kolacje, więc proszę o dostosowanie
ubioru do okoliczności. Oczywiście nie będę Wam kazał siedzieć tylko przy
pracy. Cóż byłby to za wyjazd bez zwiedzania. Zrobimy sobie zwiedzanie i
shopping dla Pań. Ale bardzo proszę, nie możecie mnie zawieść. Mam nadzieję, że
będziecie dumnie reprezentować firmę. Na dziś już koniec. Możecie zmykać do
domu się pakować. Jutro spotkamy się o ósmej rano pod biurowcem. Pojedziemy
razem na lotnisko, będziemy lecieć samolotem firmowym. Do zobaczenia.
Wstajemy i zmierzamy do
wyjścia, gdy zatrzymuje mnie dłoń Kamila. Zauważył moje zmieszanie całą
sytuacją.
- Coś się stało?
Wciąga mnie ponownie do
Sali i zamyka drzwi.
- Martwię się.
- Nie masz o co. Jak
dowiedziałem się, że zostałaś wytypowana wszystkim się zająłem. Zadzwoniłem do
Kuby. Ustaliliśmy, że na te kilka dni przeprowadzi się do mojego apartamentu w
Centrum. Michał będzie miał na Niego oko.
Siadam na biurku, a Kamil
podchodzi do mnie i opiera dłonie za mną.
- Jak Ty jesteś zaradny.
- Staram się. Ale widzę,
że jest coś jeszcze.
- Jesteś zbyt spostrzegawczy.
- Uczę się. Więc.
Odgarnia mi niesforny
kosmyk z twarzy i widzi moje zażenowanie.
- Weronika?
- Chodzi o to… Matko, aż mi
wstyd. Chodzi o to, że nie mam się w co ubrać. Mam tylko tą sukienkę, co mi kupiłeś,
ale jest na wesele Wojtka. Nie chcę Ci narobić obciachu.
- Kochanie o to także się zatroszczyłem.
W apartamencie masz już całą szafę zapełnioną ubraniami, które powinny Ci się spodobać.
- Co?
- Nie gniewaj się. Miałem dobre
intencje. Pokazałem Twoje zdjęcia mojej znajomej od PR i zakupiła ubrania, które
do Ciebie pasują. Powinny Ci wpaść w oko.
-Brak mi słów.
- Jesteś bardzo zła?
- Sprawia Ci przyjemność kupowanie
mi rzeczy?
- Tak.
- Więc nie jestem zła.
- Uff.
- Ale na przyszłość może pójdziemy
razem na zakupy? Przynajmniej będę wiedziała ile wydajesz na mnie.
- Pójdziemy gdzie tylko będziesz
chciała, ale nie zobaczysz cen.
Wiedziałam, że musi mieć ostatnie
słowo. Co się będę kłócić. Wychodzimy z firmy i kierujemy się do apartamentu. Jeszcze
go nie widziałam.
- Nawet nie wiedziałam, że
masz apartament.
- Niedawno kupiłem.
- Jak niedawno?
- Dwa tygodnie temu.
- Aha.
- Zaraz będziemy na miejsce.
Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
- Na pewno.
Zamyślam się w czasie drogi.
Jutro będę w Paryżu z mężczyzną, którego kocham.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz