czwartek, 25 sierpnia 2016

Otwórz oczy... Rozdział 24



- Ygh, nienawidzę tego budzika!
Krzyczę i wyłączam przeklęte urządzenie. Otwieram oczy i zauważam, że nie ma obok mnie Kamila.
- Kamil?
Łóżko jest zimne, więc musiał już jakiś czas temu wstać. Za szybko wszystko się potoczyło? Może teraz zmieni zdanie i stwierdzi, że już zaliczył? Musze się napić kawy, bo zaczynam mieć głupie myśli. Zakładam szlafrok i wychodzę z pokoju, gdzie roznosi się przepiękny aromat kawy.

- Kamil?
- Już wstałaś?
Mówi Kamil wychodząc z kuchni z dwoma kubkami w ręku ubrany jedynie w spodnie. Matko od rana mam na Niego straszną ochotę. Musze się opanować, bo mnie jeszcze posądzą o molestowanie seksualne szefa. Chodź w sumie… Kamil przerywa moje fantazje erotyczne podając mi parujący kubek.
- Proszę, to dla Ciebie. Ale uważaj bo gorące.
- Mam nadzieję, że to kawa.
- Oczywiście. Taka jaką lubisz, z cukrem i mlekiem.
- Trafiłeś. A Twoja to zapewne czarna?
- Tak, czarna jak moja dusza.
Uśmiecha się, ale nie jest to uśmiech, który dociera do oczu.
- Nie kłam. Nie znasz swojej duszy.
- Ah tak?
- Tak. Ja ją znam i powiem Ci, że jest nieskazitelna.
Podchodzę do Niego i całuję w nagi tors.
- Mmmm. Dobra potrzebuję wziąć prysznic.
- Może się przyłączę?
- Mało Ci?
- Ciebie? Zawsze. Nie mogę się nasycić Tobą.
Całując mnie w skroń, Kamil podstępem łapie mnie i przerzuca mnie przez ramię.
- Co robisz wariacie?
- Mam zamiar nacieszyć jeszcze trochę oczy. I nie tylko
Mówi to i daje mi klapsa w tyłek.
- Aua. To bolało.
- Zaraz pocałuję i przestanie.
Kamil zamyka za Nami drzwi do łazienki i doprowadza mnie po raz kolejny w ciągu ostatnich godzin do rozkoszy.
Z mieszkania wychodzimy dopiero przed ósmą. Na dworze jest chłodno więc szybko idziemy do samochodu i wsiadamy do środka.
- Mam nadzieję, że się nie spóźnimy.
- Spokojnie kochana. Twój szef na pewno to zrozumie.
Mówi i puszcza mi oczko odpalając przy tym przyjemnie brzmiący silnik samochodu. Chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tego jak swobodnie się przy Nim czuję. W największych marzeniach nie myślałam, że mogę być taka szczęśliwa.
- Pojedziemy do mnie, przebiorę się i jedziemy do firmy.
- To może ja pojadę do firmy autobusem, abyś nie krążył?
- Nie.
To było krótkie stanowcze nie.
- Pojedziemy do firmy razem.
- Dobrze, myślałam tylko, że nie będę Ci robić kłopotu.
- Kochanie to żaden kłopot. Widziałem gdzie mieszkasz i chciałbym też, abyś wiedziała gdzie Ja mieszkam…
- A po co? Jeśli oczywiście mogę wiedzieć.
- Chciałbym abyś wiedziała gdzie mieszkam, abyś w każdej chwili mogła do mnie przyjechać. Jakbyś potrzebowała pomocy. Jak będzie Ci smutno, lub będziesz miała dobrą wiadomość, którą chcesz się ze mną podzielić. Nawet jak by Ci się nudziło, to chcę, abyś wiedziała, gdzie mnie możesz znaleźć. Karolina mi napisała, że już się wyprowadziła, więc mamy już spokój.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Zamurowała mnie szczerość i nadzieja bijąca z Jego głosu. Zależy mu na tym, więc nie widzę w tym nic złego.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Po prostu pragnę być z Tobą. Chcę abyś była szczęśliwa. Jeśli jest coś, co mogę zrobić, aby zobaczyć uśmiech na Twoich ustach, to to zrobię. Będę się starał.
- Dziękuję, ale nie musisz się starać. Już mam więcej niż bym mogła sobie wymarzyć.
Szepczę i całuję Go w policzek.
- Zaraz będziemy na miejscu.
Mówi cicho Kamil i skręca w bramę. Brama ma wysokość ponad dwa metry, podobnie tak ogrodzenie, jest z drewniana i masywna. Nawet nie ma prześwitu. Jeżeli tak wygląda brama, to ja nie wiem czego mam się spodziewać.
- Masz okropną minę.
Śmieje się Kamil wyrywając mnie z transu.
- Taakk. Duża brama.
- Wiesz. Cenię sobie prywatność.
Mówi wjeżdżając w bramę, która automatycznie się za Nami zamyka.
- Teraz już mi nie uciekniesz.
- A kto powiedział, że mam zamiar gdzieś uciekać? Tu mi całkiem dobrze.
Mówię zadziornie się uśmiechając.
- Kobieto, ja chyba z Tobą zwariuję.
- A nie czytałeś ostrzeżenie? „Po długim czasie przebywania w towarzystwie Weroniki, grozi głupotą i długotrwałym zanikiem zdrowego rozsądku”.
- Ja już zwariowałem na Twoim punkcie.
Kamil parkuje samochód na podjeździe.
- Chodź.
Całuje mnie w policzek i wysiada. Łapię za klamkę i delikatnie otwieram drzwi.
- O cholera!
- Coś się stało?
- Ty tu mieszkasz?
- Tak.
- Sam?
- W sumie mieszka tu jeszcze szofer i kucharka. Ale przy basenie jest mały domek trzypokojowy. Tam jest im wygodniej niż ze mną tutaj.
- Wow. Przepiękny.
- Miałem nadzieję, że Ci się spodoba.
- Dlaczego?
- Jak by Ci się nie spodobał, to musiałbym kupić inny, a ceny na rynku nie są teraz zbyt przychylne.
- Wariat.
- Ostrzegałaś.
Śmieje się Kamil i prowadzi mnie do środka.
- Rozgość się, a ja zaraz przyjdę.
Mówi i znika na schodach. Dom jest fenomenalny. Ma odkryte piętro, ogromny salon z kominkiem połączony z kuchnią. Na dole znajduje się jeszcze łazienka wielkości chyba całego mojego mieszkania, swa pokoje i gabinet. Z salonu jest wyjście na taras i ogród.
- Cudownie.
- Podoba Ci się?
Zaskakuje mnie głos Kamila. Podchodzi do mnie już przebrany w doskonale skrojony czarny garnitur i przytula mocno.
- Masz niesamowity dom.
- Może być.
- No wiesz?
Mówię oskarżycielsko i daję mu kuksańca na co On reaguje śmiechem.
- Kochanie tylko sobie żartuję. Cieszę się, że dom Ci się podoba. To mój projekt.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Nie śmiał bym Cię okłamać. Ale musimy się już zbierać.
- Nie obejrzałam całego domu jeszcze.
Mówię z miną szczeniaczka. Nie miałam ochoty stąd wychodzić.
- Jeszcze tu wrócimy i pozwiedzasz sobie ile chcesz i co chcesz.
- Sypialnię też?
- Doprowadzisz mnie do grobu. Zbierajmy się.
Kamil ze śmiechem łapie mnie za rękę i kieruje do samochodu. Po chwili opuszczamy piękny dom i zmierzamy na spotkanie z rzeczywistością. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz