Rano wstaję przed Kamilem.
Widząc jak słodko śpi nie mam serca go budzić. Wstaję po cichu, zakładam
koszulę Kamila i idę do kuchni zaparzyć kawę. Nastawiam ekspres i czekam aż
napełni mój łaciaty kubek gorącym nektarem stawiającym na nogi. Biorę kubek i
siadam na parapecie z moją kawusią. Pada deszcz i nie zapowiada się na dzień
pełen wrażeń. Dopada mnie nostalgia, wciągam głęboko powietrze dla uspokojenia.
Koszula pachnie Kamilem, ten zapach uzależnia, już się czuję jak narkoman
zaciągający się aromatem koszuli.
- Dobrze się bawisz?
Otwieram szeroko oczy i
prawie spadam z parapetu.
- Wystraszyłeś mnie.
- Nie miałem tego w
planie.
- Dobra dobra. Takie kity
to wciskaj komu innemu. Już dobrze wiem co z ciebie za ziółko.
- Nie będę się sprzeczał
dopóki nie wypijesz kawy. Jesteś niebezpieczna.
- Mądry wybór.
Kamil staje naprzeciwko
mnie na parapecie delektując się kawą.
- Masz na sobie moją
koszulę?
- Tak.
- Dlaczego?
- Bo ładnie w niej
wyglądam.
- To wiem. Teraz jak będę
ja miał na sobie to będzie mnie prześladował ten widok. Ty w mojej koszuli.
- Więc już Ci jej nie oddam.
- Ale jak to?
- Normalnie.
Kamil przytula się do mnie
i mruczy mi we włosy.
- I muszę Ci coś przyznać,
mam na sobie tylko tą koszulę.
Kamil ciężko przełyka
ślinę, a Jego wzrok ciemnieje.
- Żądam natychmiastowego
zwrotu koszuli.
- No nie wiem.
Cofam się małymi kroczkami
w stronę swojego pokoju powoli rozpinając przy tym guziki koszuli.
- Muszę się mocno
zastanowić, czy oddam Ci tą koszulę. Masz ich dużo, więc mógłbyś być tak
szczodry i oddać mi tą jedną.
Mój przystojniak zbliża
się do mnie obserwując dokładnie każdy guziczek koszuli, który zostaje
rozpięty. Zachowuje się niczym drapieżnik przed skokiem na ofiarę.
- Możesz sobie wziąć każdą
inną z garderoby, ale tą chcę z powrotem.
- No dobrze, jak chcesz.
Odwracam się do Kamila
zdejmując koszulę i rzucając w Niego, po czym znikam za drzwiami sypialni.
Słyszę wciągane przez zęby powietrze i nagle mój ogier znajduje się już przy
mnie.
- Walić koszulę.
Z sypialni wychodzimy
akurat w momencie wejścia do mieszkania Kuby. Chociaż nie, raczej wparowania.
- Cześć!
Przemknął do swojego
pokoju, wziął ubrania i popędził ile sił do łazienki.
- Co jest z Twoim bratem?
- Pamiętaj kochanie, nie
próbuj zrozumieć młodzieży. Ja próbowałam, ale oddałam walkę walkowerem.
- Aha, to wszystko jasne.
Chodź zrobię jakieś śniadanko.
Mówi i całuje mnie w
czoło. Siadam na krześle i przyglądam się mojemu Adonisowi.
- Chyba mogłabym się do
tego przyzwyczaić.
- Do czego konkretnie?
- Do Ciebie tutaj, ze mną.
- Mi też z tym dobrze. I
dlatego mam do Ciebie sprawę.
- Dobra zaczynam się bać.
Kamil stawia przede mną
talerz pełen kanapek i siada obok mnie. Jednak ma minę niezadowolonego dziecka.
- Poczekaj.
Kamil ciągnie mnie abym
wstała.
- Co robisz?
Kamil siada na moim
krześle i sadza mnie sobie na kolanach.
- Teraz od razu lepiej.
- Wariat.
Sięgam po kanapkę i
rozkoszuję się smakiem.
- Przestań, bo zaraz
zaciągnę Cię znowu do sypialni.
- Co?
- Jęczysz.
- Bo dobre śniadanie.
- Naprawdę doprowadzisz
mnie kiedyś do takiego stanu, że nie będę mógł się publicznie pokazać.
Zobaczysz.
- Już się nie mogę
doczekać.
Mówię z uśmiechem i całuję
go w czubek nosa. Nagle Kuba wyskakuje z łazienki jak torpeda, bierze plecak i
biegnie w stronę drzwi. Nagle zawraca i spokojnie do Nas podchodzi.
- Weronika, mam do Ciebie
sprawę, możesz przyjść do kuchni?
- Jasne już idę.
Wstaję i idę do kuchni.
- Co tam młody? Coś się
stało?
- Mam sprawę. Wiem, że z
kasą u Nas się nie przelewa, ale czy byłaby możliwość, abyś mi dała z 10zł?
Chciałem iść na pizzę.
- Z chłopakami z drużyny?
- Ygg... Też.
Widzę, że rumieniec
wypłynął na Jego policzki. Nie będę go męczyć. Wyciągam z
portfela 50zł i mu daję.
- No dobra. Trzymaj.
- Ale Werka, to za dużo.
- Czas abyś miał
kieszonkowe. Powiedzmy, że będziesz dostawał 50 zł na dwa tygodnie, okej?
- Naprawdę?
- Tak.
Wiedze, że bije się ze
sobą.
- Bierz pieniądze.
Zapracowałeś na to. Masz dobre stopnie, nie mam się do czego przyczepić. Leć.
- Dzięki. Jesteś świetna.
Daje mi buziaka w locie i
pędzi do drzwi niczym Superman. Gdy drzwi trzaskają za Kubą Kamil obejmuje mnie
i przytula się do moich pleców. Całuje mnie delikatnie we wrażliwe miejsce tuż
za uchem wywołując przy tym gęsią skórkę.
- Nie widziałem, że taka z
Ciebie równa babka.
- Jeszcze wielu rzeczy o
mnie nie wiesz.
Odwracam się w Jego
ramionach i całuję delikatnie w usta.
- Chodźmy się ogarniać.
Mam ochotę zrobić dziś coś szalonego.
- Mniam.
- Wariat. Chodź gdzieś
wyjdziemy. Nie możemy ciągle przesiadywać w sypialni.
- Nie?
- Nie. Ruszaj swój
seksowny tyłeczek i się ubieraj. Idę do pokoju się ubrać.
- Uważasz, że jestem
seksowny?
- Bynajmniej. Uważam, że
Twój tyłeczek jest seksowny. Ty ujdziesz w tłoku, można znieść.
- Kłamczucha.
Jak do tego doszło, że
leże na łóżku przygnieciona przez Kamila? Słowo do słowa i wcale nie narzekam.
Nagle przerywa Nam telefon Kamila.
- Ygh, kogo kusiło, aby dzwonić
do mnie w niedzielę? Jakie licho?
Gdy Kamil rozmawia przez telefon
w salonie, ja na spokojnie mogę się ubrać. Gdy wraca do pokoju mam wrażenie, że
czas stanął. Jest blady jak ściana.
- Co się stało?
- Było włamanie do mojego mieszkania.
Ponoć całe wszystko jest zrujnowane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz